Przestań martwić się o swoją stronę!
WordPress nie jest taki straszny

WordPress – bo da się go oswoić

Dziś wpis, w którym chcę ci pokazać, że nie taki WordPress straszny… Dziś wpis napisany nie tylko przeze mnie. Dziś wpis, w którym 3 sympatyczne dziewczyny opowiadają o swoich przygodach z WordPressem. Zaciekawiłam? Poczytaj koniecznie.

Ja z powodzeniem oswajam WordPressa od ponad trzech lat, stąd wiele spraw stanowi dla mnie “oczywistą oczywistość”. Dlatego właśnie zrodził się pomysł, by dziś na blogu podzieliły się swoją WordPressową przygodą inne osoby. Ufam, że historia Patrycji, Justyny i Oli utwierdzi cię w przekonaniu, że WordPress naprawdę da się lubić. Oddaję głos dziewczynom.

[su_quote cite=”Patrycja” url=”http://www.patrycjastory.pl/”]

Moja historia z WordPressem zaczęła się stosunkowo niedawno, bo w październiku 2016 r, ale szybko się polubiliśmy. Byłam na skraju podjęcia decyzji o „zamknięciu” bloga. Miałam dwa wyjścia albo zmieniam coś diametralnie w wyglądzie, treści i podejściu albo koniec pisania.

Historia wpisów sięga 2013 r, czyli 4 lata. Postanowiłam przenieść się na WP i spróbować tam. Wszystko robiłam sama lub za pomocą bezpłatnych usług np. w domenie i hostingu miałam przeniesienie wpisów, zrobienie przekierowań i inną pomoc techniczną za free, resztę zrobiłam sama. Chociaż ta „reszta” to wcale nie tak mało….m.in było to wybranie i dostosowanie motywu, zrobienie nagłówka, dodanie banerów, nauka panelu WordPressa i mnóstwo innych drobnych funkcjonalności, których musiałam nauczyć się żeby to wszystko miało sens.

I miało! A nawet nadal ma! To świetne narzędzie, bardzo intuicyjne i proste a zmiana wyszła mi na dobre bo od tego czasu dostałam kilka ciekawych propozycji współpracy. Pierwsza pojawiła się tydzień po przeniesieniu bloga! Także na efekty długo czekać nie musiałam 😉 Chyba nie będę nic dodawać 😉 pozdrawiam i zapraszam na www.PatrycjaStory.pl

[/su_quote]

[su_quote cite=”Justyna Ostropolska” url=”http://www.topasystentka.pl/”]

Krew, pot i łzy 🙂

Pragnę się podzielić z Wami moją krótką historią zakładania własnej strony www, żeby Was zachęcić do samodzielnych prób, bo wbrew pozorom nie jest to takie trudne, choć pewnie nie odbędzie się to bez przeszkód czy problemów.

Sama platforma WordPress nie jest mi całkiem obca, bo w swojej pracy wirtualnej asystentki zdarza mi się wprowadzać zmiany na stronach klientów, nanosić drobne poprawki, poprawiać SEO, ale nigdy nie zakładałam strony na WordPressie od A do Z. Choć muszę się przyznać, że dawno dawno temu, coś około 20 lat wstecz, zdarzyło mi się zrobić stronę w html przy pomocy książki o html, notatnika i programu pajączek. Była to moja pierwsza i jednorazowa przygoda, ale jak wtedy dałam radę to dlaczego teraz miałoby mi się nie udać. Taka ze mnie optymistka. 😀

Pewnego styczniowego dnia, będąc na nartach z dzieciakami i mając chwilę wolnego czasu na zastanowienie, postanowiłam, że raz kozie śmierć: DZIAŁAM. Po półgodzinnej burzy mózgów wpadłam na pomysł nazwy, sprawdziłam dostępność domeny i cała w strachu, że mi ją ktoś ukradnie ;), wskoczyłam na stronę ovh, żeby ją szybciutko zakupić. Na grupach FB, z których mądrości namiętnie korzystam znalazłam polecany hosting, wykupiłam pasujący mi pakiet i ruszyłam z kopyta. 😀 A nie, w sumie nie tak od razu, bo pozostał mi wybór motywu.

Początkowo planowałam oszczędzić koszty i myślałam o bezpłatnym, ale po zaznajomieniu się z tematem, zdecydowałam się na zakup płatnego motywu, jak szaleć to szaleć, kto bogatemu zabroni. 😉 Jestem raptusem i planowanie to moja kiepska strona, więc gdy znalazłam się w panelu admina WordPress, nie miałam kompletnie pomysłu na wygląd strony – tego nie polecam, ale w moim przypadku zdało egzamin, choć pewnie przysporzyło więcej pracy. Zainstalowałam motyw, polecane wtyczki, zdjęcia i zaczęło się mozolne wchodzenie pod górkę.

Zaprzyjaźnienie z motywem chwilę trwało, relacja zaczęła się od podziwu, przeszła przez wściekłość i nienawiść, a teraz już prawie jesteśmy przyjaciółmi. Zaczęłam od strony głównej, uzupełniałam na bieżąco teksty – na prawdę nie polecam lepiej przygotować to sobie wcześniej, bo jednoczesne wymyślanie tekstów i walka z techniką to nie jest rozsądne rozwiązanie. Pisząc teksty nie można zapomnieć o SEO, żeby później nie poprawiać ich ponownie. Umieściłam zdjęcia w odpowiednich miejscach nie zapominając o opisach dla SEO, mając nadzieję na zielone światełka od wtyczki Yoast SEO. Jak już główna strona spełniła moje oczekiwania, przemyślałam menu i wygląd podstron. Ustawienie menu są intuicyjne i nie zabrały mi dużo czasu. Samo uzupełnienie tekstów czy zdjęć to szybka sprawa (o ile wcześniej są napisane, nie tak jak u mnie). Nie zapomniałam o słowach kluczowych, opisach dla Google, nie chciałam żeby wyszukiwarki pokazały moją stronę jako “kolejna strona oparta na WordPressie”.

Trudniejsze okazały się ustawienia związane z wyglądem strony i widgety, zrobiło się ostro pod górkę i nie obyło się bez złości i łez. Ale wojownicza natura nie pozwoliła mi się poddać. Na koniec zabrałam się za kosmetykę, dobór kolorów nie był prosty, ale od czego są wyszukiwarki i mądre strony na temat grafiki. Na blogu Canvy (mojego ulubionego programu graficznego online) znalazłam świetny artykuł wyjaśniający dobór kolorów na stronie i do tego zawierający zestawy palet dla stron internetowych. Był to strzał w dziesiątkę. I tak po tygodniu pracy późnymi wieczorami, opublikowałam moją stronę www.topasystentka.pl. Później zaczęła się praca nad usuwaniem małych usterek, prosiłam osoby na grupach FB oraz znajomych, żeby sprawdziły czy na ich urządzeniach strona wyświetla się prawidłowo. Teraz przede mną kolejny krok czyli pisanie bloga do strony firmowej, ale skoro sama zbudowałam stronę, to sprostam i temu wyzwaniu.[/su_quote]

[su_quote cite=”Ola Pakuła” url=”http://getthelife.pl/”]

Moja przygoda z WordPressem zaczęła się bardzo przypadkowo – wiedziałam, że chcę mieć ładnego bloga i wiedziałam, że nie chcę, by był on na Bloggerze. Blogger kojarzył mi się z bardzo brzydkimi i prostymi blogami, a mój miał być zupełnie inny. Nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego, jak WordPress.com i WordPress.org, więc nie zdawałam sobie sprawy z tego, że powinnam podjąć jakieś specjalne kroki.

O pomoc w stworzeniu mojego miejsca w sieci poprosiłam mojego chłopaka i to on wszystkim się zajął. Wskazał mi stronę, na której mogłam wybrać swój szablon, wykupił hosting i… założył konto na WordPress.org. Ja swoją własną przygodę z WordPressem zaczęłam już w momencie, kiedy szablon był wgrany i nadszedł czas na dostosowanie go do własnych potrzeb. Spędziłam nad tym tydzień, bo zupełnie nie potrafiłam się odnaleźć. Nie miałam pojęcia, że dostosowanie szablonu jest tak skomplikowane. Szablon, który kupiłam, miał sześć wersji, a ja nie miałam pojęcia, że włączając kolejną, nie zmieniam szablonu, tylko dodaję kolejne funkcje. W efekcie na mojej stronie miałam w pewnym momencie wszystkie sześć szablonów na raz. Byłam załamana. Dojście do tego, jak je usunąć, zajęło mi jedną zarwaną noc, a usunięcie wszystkich niepotrzebnych elementów kolejne dwa dni.

Dalej wszystko szło dobrze, aż do momentu, gdy usunęłam historię przeglądarki, a wraz z nią dane do logowanie, które dla WordPress.org można odzyskać tylko za pomocą serwera. Nieoceniony znowu okazał się wtedy mój chłopak, który uratował cały mój blog. Kamieniem milowym było też odkrycie wtyczek, które znacznie ułatwiły korzystanie z bloga. Dziś, po czterech miesiącach znajomości, WordPress nie ma już dla mnie wielkich tajemnic. Odkrycie go, pomimo ogromnej pomocy chłopaka, zajęło mi jednak sporo czasu. Nie wiem, jak poradziłabym sobie sama – prawdopodobnie musiałabym skorzystać z pomocy kogoś takiego jak Kasia.

[/su_quote]

A jaka jest twoja WordPressowa przygoda? Komentarze są do dyspozycji! Koniecznie pochwal się też linkiem do siebie 🙂

baner postawienia kawy w podziękowaniu

O autorce...

Kasia Aleszczyk

Znana jestem z tego, że pomagam innym zaprzyjaźniać się z WordPressem. Na co dzień uczę również, jak żyć w necie, by przeżyć. Cieszę się, że jesteś i zapraszam częściej!

4 thoughts on “WordPress – bo da się go oswoić

    1. wielu rzeczy można się nauczyć. chyba, że nie ma się wystarczająco czasu. wtedy warto rozważyć, czy się “zabijać” samodzielnie, czy zlecić takie prace i samem spać spokojnie 😉

  1. Mnie dopiero ta przygoda czeka i to na obu blogach docelowo (choć najpierw pisarski) i… boję się. Boję się bardzo. Na szczęście wspierać mnie będzie znajomy.
    Przy czym wiem, że bym się mogła wszystkiego nauczyć, ale trochę mi czasu szkoda, bo właśnie piszę powieść i każda wolna chwila jest cenna. A pewnie będę się szalenie dużo uczyć później przy obsłudze. Podobnie będzie z newsletterem. Z drugiej strony jeśli zrobię ten krok, to potem będę tylko zadowolona z siebie i dumna.
    Pozdrowienia też dla dziewczyn. Trochę mi dodały odwagi ^^

Skomentuj Kasia Aleszczyk Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sięgnij po więcej!