Przestań martwić się o swoją stronę!

Pomóż Ukrainie..?

“Może masz w głowie myśli bardziej szalone, niż ja…” Może jedziesz właśnie w kierunku granicy, by zabrać kogoś do swego domu. Albo organizujesz zbiórkę darów, nosisz materace w hali dla uchodźców, gotujesz zupę dla tych, co przyjadą za chwilę. A może dbasz o swoje zdrowie, bo dopiero co padła niespodziewana diagnoza, posyłasz dzieci do szkoły, opiekujesz się starszym rodzicem, odwiedzasz kogoś bliskiego, szykujesz swój ślub, czy inną rocznicę. Lub może martwisz się, co będzie, paraliżuje Cię strach i nie możesz spać po nocach.

Ten wpis powstaje od tygodnia.

W tamten czwartek w mojej rodzinie akurat był pogrzeb. Zaskakująco zmarła dość bliska mi osoba. Stypa to był moment, gdy na chwilę zajrzałam na TT… I zobaczyłam. News. Że od wczesnych godzin porannych Ukraina się broni. Że w XXI wieku nasz sąsiad o świcie został napadnięty. Zbrojnie. Nie, nadal nie mieści mi się to w głowie…

Pewnie przyjdzie czas, gdy będziemy sobie wspominać i opowiadać, kto, gdzie i co robił, gdy zaczęła się (mamuś! jak to brzmi!) wojna. Pamiętamy przecież doskonale, w jakich okolicznościach zastała nas informacja o ataku na WTC, czy śmierci Jana Pawła II. Bo są takie wydarzenia, których się nie zapomina. I – jestem o tym głęboko przekonana – to te same wydarzenia, które weryfikują nasze Człowieczeństwo.

Stanęliśmy zatem dziś – ja przed kolejnym, Ty może przed pierwszym w swoim życiu, ale wierz mi, że jednym z najważniejszych – EGZAMINEM.

W założeniach i planach to podobno miał być kolejny “blitzkrieg”. Dziś wiemy już, że nim nie będzie. Muszę, MUSZĘ, napisać, że jestem pod ogromnym wrażeniem postawy Ukraińców, którzy naprawdę bronią swego kraju. Zwyczajnych ludzi, którzy chwycili za karabiny i strzelają ze swoich okien do wroga innych ludzi.

Ja płaczę, gdy tylko o tym słyszę. I wdzięczna jestem, że to nie moje okna…

Należę do tych, którzy śledzą. Odpalam więc co dzień z rana TT, by być na bieżąco. Kurczący żołądek strach minął, gdy Kijów nie padł po pierwszej nocy oblężenia (piszę to i myślę sobie, że skąd ja w ogóle znam takie słowa???). Od wtedy też nie tankuję już wszystkiego, co mogę, mimo świadomości, że w naszym zadupiu naszej okolicy nie możemy zostać bez paliwa w bakach. Choć mam w głowie pytanie: ” Czy na pewno? Jak bardzo w najbliższej przyszłości nasza rzeczywistość może się zmienić?”

Generalnie widzę zazwyczaj szklankę do połowy, albo i bardziej, pełną. Ostatnio towarzyszy mi w każdej chwili gonitwa wyścig myśli. Emocje, póki co, za nimi nie nadążają. I to “rozdwojenie jaźni”. Bo chcę wierzyć i tego się trzymam, że do nas ruscy nie dotrą. Jednocześnie w wolnej chwili, tak na wszelki wypadek sprawdzam, w jakich ewentualnie okolicznościach moglibyśmy usłyszeć, że mój małż ma się stawić w wyznaczonym miejscu po mundur. Nie chcę. Nie chcę musieć myśleć, jak poradzimy sobie w razie “W”.

Dziś nie będzie o WordPressie.

Dziś będzie o tym, że stanęliśmy w sytuacji, którą pewnie każdy z nas jakoś przetwarza. I o tym, że każdy przetwarza ją inaczej. I że to jest dobre. Tak. To Ci dziś chcę przekazać. Jakkolwiek się czujesz i coś robisz lub nie robisz – to jest DOBRE. Bo wobec tak niecodziennej sytuacji nie ma “niedobrych” rozwiązań. Naprawdę nie ma.

Bywały chwile, gdy rozmawiałam o ostatniej wojnie światowej z moimi krewnymi. Jedna z moich babć miała 3 latka, gdy się rozpoczęło i przepraszając powiedziała mi po latach, że nie jest w stanie o tym rozmawiać. Inny dziadek z kolei opowiedział, jak został zmobilizowany do wojska, jak się bronili i jak trafił na roboty przymusowe. Śląsk to taki rejon, że w jednej naszej rodzinie przy wspólnym stole mogliby zasiąść: mój pradziadek, Ślązak, wcielony do Wermachtu, jego żona oczekująca jego powrotu z niewoli sowieckiej (znamienne, że ich córka, po wielu, wielu latach otrzymała listy pisane przez niego do niej z niewoli, nigdy nie wysłane, ale znalezione, gdy Stasi zaczęła robić porządki w papierach), drudzy pradziadkowie – uciekinierzy ze Lwowa przed Niemcem i dziadek – ten który musiał pracować w III Rzeszy…

Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak wiele musieli oni przepracować, by na tych terenach móc razem później żyć i budować normalne relacje. Przed nami moment, gdy staniemy przed różnymi ludźmi. Jedni będą chcieli wracać, odbudowywać swój kraj możliwie jak najszybciej, inni będą chcieli zostać i tu tworzyć swoje życie na nowo, jeszcze inni nie będą w stanie nic za bardzo robić. Osobiście szykuję się na pomocowy maraton zdecydowanie bardziej niż sprint. Mam też nadzieję, że za chwilę nie usłyszymy narracji o “nich”, winnych braku miejsc pracy, zasiłków, 500 plusów i wszystkiego innego.

Wojna jest zawsze cholernie trudna. W “necie” krąży grafika z info o tym, co nie militarne, a jednak, niejako mimo chodem, się putinowi udało. Jedno zdecydowanie trzeba mu przyznać. Naprawdę zjednoczył Polaków. Niezależnie przecież, w jakich sytuacjach życiowych jesteśmy – dziś każdy pomaga.

O sprawdzonych formach pomocy i inicjatywach, do których możesz dołączyć i ja informuję. Tutaj. Dodaję na bieżąco to, co widzę w różnych kanałach.

pssst. Wiem, wpis niepodobny do niczego, co WordPressowe, biznesowe, czy techniczne. Powstał, bo miałam potrzebę się podzielić tym, co we mnie. Hejterom w komentarzach z góry dziękuję. Idźcie nawijać swój makaron gdzie indziej!

baner postawienia kawy w podziękowaniu

O autorce...

Kasia Aleszczyk

Znana jestem z tego, że pomagam innym zaprzyjaźniać się z WordPressem. Na co dzień uczę również, jak żyć w necie, by przeżyć. Cieszę się, że jesteś i zapraszam częściej!

4 thoughts on “Pomóż Ukrainie..?

  1. W bardzo dziwnych czasach przyszło nam żyć.. Jeszcze dobrze nie skończył się jeden problem, a już nad głową ciąży potencjalnie kolejny..
    Jak Pani sądzi, jak to się wszystko rozwinie w ciągu najbliższych dni?

    1. Cholernie trudno cokolwiek przewidzieć. Podobno, jeśli Ukraińcy wygrają, trzeba putinowi umożliwić wyjście z tej sytuacji z twarzą, żeby pół świata w kosmos nie wywalił… Podobno Chiny próbują coś dla siebie ugrać… Boli mnie to, co robi nasz rząd i jak przypisuje sobie zasługi Polaków. Chwilowo świat się jednoczy, ale jak to będzie wyglądać zarówno po wygranej jak i przegranej putina? Nikomu nie życzę źle (tak już mam), ale za tego człowieka modlę się ostatnio krótką modlitwą zaczynającą się od słów: “Wieczny odpoczynek…”

      1. Amen.
        Przepraszam, ale mam podobnie, z tym tylko, że ja się nie modlę, bo nie widzę sensu. Choć inną drogą, doszliśmy do podobnej konkluzji. Być może wyląduję za to w piekle (jeśli już mamy posługiwać się alegorią nieba i piekła), ale mam pewność, że będzie tam cholernie tłoczno. I jeśli tacy jak my tam trafią, to nie wyobrażam sobie, gdzie wtedy będzie ten morderca. Musi istnieć jeszcze gorsze miejsce.

        1. A może jednak z nami, zwykłymi “szaraczkami”, nie tak źle, by od razu do piekła? Mimo wszystko trwam przy takiej nadziei!

Skomentuj Żaneta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sięgnij po więcej!