Przestań martwić się o swoją stronę!
jak zacząć kobiecy biznes

Jak zacząć kobiecy biznes?

Coraz więcej spotykam na swojej drodze wspaniałych Dziewczyn, Kobiet, które prowadzą własne biznesy. Coraz częściej też piszą do mnie Kobiety, które są na początku swojej przygody z własną firmą. Dziś kilka słów o tym, że początki nie zawsze są takie same. A do tego case study. Poczytasz?

Z technicznego punktu widzenia zakładanie działalności w Polsce wygląda średnio tak samo. Trzeba przemyśleć formę tej działalności (jednoosobowa DG, spółka, rodzaj spółki), zarejestrować ją przez Internet, zgłosić się do ZUS, wybrać formę rozliczania się z fiskusem i zdecydować, czy chce się być Vatowcem (ewentualnie zgłosić do Vat). I już. Po bólu. Można się jeszcze zastanowić, czy prowadzić księgowość samodzielnie. Ja zlecam, bo próbowałam sama i teraz już chcę spać spokojnie 😉

Skoro to więc takie proste, to dlaczego niektórzy latami zastanawiają się nad swoim biznesem?

Wydaje się, że to trochę jak z prawem jazdy. Wiele osób o kursie marzy, pewna ich część kurs planuje, niektórzy go przechodzą, ale tylko nieliczni zdają egzamin. A tych, którzy egzamin zdają za pierwszym podejściem, to już w ogóle garstka jest.

Podobnie jest chyba z zaczynaniem biznesu. Wiele ludzi marzy o swojej firmie, jednak później jakaś ich część na tyle się boi, że nic w tym kierunku nie robi, inni planują i końca tych planów nie widać, inni starają się jak najlepiej przygotować, a jeszcze inni czekają na “idealny moment”. Dlaczego tak? Bo, jak napisał Tatarkiewicz:

Różni ludzie w różnych sytuacjach różnie się zachowują.

Dziś mam dla Ciebie cztery historie. Historie Kobiet, które postanowiły zaryzykować. Czy było łatwo? Czy rzucały się na głębokie wody? Czy ktoś im pomagał? Czy była to przemyślana decyzja i zaplanowane działanie? Usiądź wygodnie i poczytaj…

[su_quote cite=”Karolina Piotrowska” url=”http://karolinapiotrowska.com”]
Jest styczniowa noc 2013. Moja sytuacja życiowa jest dość skomplikowana, a dowiedziałam właśnie się o drugiej ciąży. W wyniku bezsenności zaczynam tworzyć pierwszy w moim życiu podręcznik dla kobiet, które chcą się przygotować do dobrego porodu z użyciem technik głębokiej relaksacji i autohipnozy. Samo przelanie mojej wiedzy na papier zajmuje blisko 3 tygodnie. Następnie biorę pożyczkę od rodziny -5 tys. zł, wystarcza akurat na opłacenie studia nagrań i obróbkę audio oraz początkową stronę internetową. Już w kwietniu 2013 organizuję pierwsze warsztaty dla kobiet w ciąży połączone z przekazaniem informacji o produkcie “Cud Narodzin – hipnoza do porodu”. Produkt okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Jeszcze latem tego samego roku dostaje zaproszenie do Dzień Dobry TVN aby opowiedzieć o tej mało znanej w Polsce metodzie przygotowania do (hipno)porodu. W 2014 roku inicjuję ogólnopolską akcję Lepszy Poród, w której kobiety domagają się respektowania prawa na salach porodowych. Z tymi postulatami odwiedzam Ministerstwo Zdrowia. Później wielokrotnie występuję w telewizji i piszę liczne artykuły eksperckie dotyczące tematyki psychologicznej i okołoporodowej.

W 2015 roku ukazuje się moja książka “Błogosławiony Stan Umysłu – bajki terapeutyczne dla kobiet w ciąży”, która jest bodaj jedyną tego typu lekturą dla przyszłych mam. W „międzyczasie” ukończyłam podyplomowe studia z seksuologii klinicznej. Otworzyłam gabinet oraz uruchomiłam kolejną stronę internetową, karolinapiotrowska.com, gdzie opowiadam o relaksie i seksualności (w tym o rozwoju seksualnym małego dziecka). Wszystko zaczęło się spontanicznie, jednak wymagało wytrwałości. Były momenty trudne, chwile gdy chciałam wszystko “rzucić w cholerę”. Gdy takie myśli chodzą mi po głowie siadam do lektury dobrych opowieści porodowych nadsyłanych mi przez kobiety, które korzystały z moich programów szkoleniowych. Wtedy czuję się zawsze niezmiernie wdzięczna, za ich zaufanie i szczęśliwa, że mogłam być częścią spokojnego początku kolejnego życia.[/su_quote]

[su_quote cite=”Beata Nowicka-Misiewicz” url=”http://emocjisienieje.pl/”]
Wszystko zaczęło się rok temu, kiedy na grupie dla Coachów odpowiedziałam na ogłoszenie dziewczyny, żeby poćwiczyć z nią umiejętności coachingowe oparte na pewnej książce. Byłam wtedy w ciąży i pomyślałam, że do porodu zdążymy przerobić ten program. Na jednej z pierwszych sesji, koleżanka wspomniała o Ariadnie, która uczy jak robić kursy online, o Ewelinie, która uczy WP, o Oli z PSC i Uli do facebooka i blogowania.

Odnalazłam dziewczyny w sieci, zaczęłam czytać, oglądać webinary. Pomyślałam, że kurs online to może być fajne dodatkowe źródło dochodu dla mamy trójki maluchów. Kupiłam kurs Ariadny i Eweliny. Swoją stronę i stronę kursu skończyłam stawiać tuż przed porodem. Pracowałam bardzo intensywnie wieczorami, żeby zdążyć na czas.

Miesiąc po urodzeniu synka założyłam grupę wsparcia na FB (Odchudzanie bez jojo – Coachingowa grupa wsparcia), która teraz liczy 480 osób, uruchomiłam swój fanpage i zaczęłam publikować posty na blogu (nowicka-misiewicz.com). Pracowałam dużo wieczorami i nocami, żeby przygotować wszystko, co jest potrzebne, żeby ruszyć z pierwszym kursem online w maju (www.emocjisienieje.pl).

Udało się, kurs się sprzedał, podobnie jak jego dwie kolejne edycja. A edycja 4 zaplanowana jest na marzec 2017. Tak naprawdę do równocześnie stworzyłam drugi kurs online, który jest bonusem za ukończenie tego pierwszego. Prace online traktuje jako niesamowitą możliwość rozwoju osobistego i wspierania rozwoju innych ludzi. Jest to wypełnienie mojej misji. A co najważniejsze mogę to robić bez wychodzenia z domu, w którym opiekuje się trzema maluchami.
[/su_quote]

[su_quote cite=”Ewa Popielarz” url=”http://ewapopielarz.pl”]
Chciałabym napisać, że pierwsze kroki na drodze do własnego biznesu zaczęłam stawiać w wieku pięciu lat, kiedy w przedszkolu nauczyłam się czytać i od razu zdecydowałam, że gdy dorosnę, zostanę redaktorem. Ale tak nie było. Ani nie chodziłam do przedszkola, ani nie wiązałam swojej kariery ze słowami. Owszem, uwielbiałam książki, ale do końca liceum to matematyka była tym, czemu poświęcałam najwięcej czasu. A potem poszłam na studia… edytorskie.
Zaczynałam od mozolnego budowania bazy kontaktów. Na początku studiów odrobiłam pańszczyznę, robiąc korekty za darmo albo pisząc teksty za książki. Po roku pojawiły się pierwsze pieniądze. A kiedy dostałam wreszcie stałe zlecenie i sprawa zaczęła się robić poważna – zdecydowałam się założyć rodzinę.

Kolejne sześć lat to praca zdalna, często po nocach, bo połączona z wychowywaniem trójki pojawiających się na świecie dzieci. Nie było lekko, ale mimo wielu trudności i ogromnego nieraz zmęczenia – udowodniłam sobie, że wszystko jest możliwe.

Dziś moje dzieci są już w przedszkolu. Najstarszy właśnie uczy się czytać. A ja, dysponując bazą stałych klientów, ze spokojem zarejestrowałam własną działalność. Nie boję się o zlecenia – pracowałam na ten komfort przez ostatnie 10 lat. Za to każdego dnia z zaskoczeniem odkrywam nowe możliwości rozwoju siebie i swojej firmy.

Powieje patosem, ale trzeba to głośno powiedzieć – w życiu ogranicza nas tylko własna wyobraźnia.[/su_quote]

[su_quote cite=”Magdalena Peszko-Doktor” url=”https://www.facebook.com/MadoArt.Krakow/”]
Ta opowieść powinna się zacząć słowami: “Dawno, dawno temu, kiedy światem władały dinozaury” albo “Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce” 😉  Zapytacie pewnie dlaczego tak mówię, więc od razu śpieszę z wyjaśnieniami. Będąc na studiach zupełnie nie związanych z tym co robię obecnie (chemia na UJ), postanowiłam iść za radą psychologa i doradcy zawodowego, który twierdził, że najlepiej odnajdę się w branży kreatywnej. Dlatego też podjęłam edukację na kierunku organizacja reklamy. Początkowo zawodowo byłam jednak związana z chemią (pracowałam w laboratoriach i na produkcji w firmach kosmetycznych i farmaceutycznych). Jednak z dnia na dzień monotonia wykonywanych zadań dawała się bardziej we znaki i ciągnęła mnie w stronę nieznanego ale fascynującego świata kontaktu z klientami, rozwiązywania ich problemów, poznawania nowych możliwości.

W 2006 roku kiedy podejmowałam pierwszą pracę w branży reklamowej i obsłudze klienta, byłam bardziej zielona niż szczypiorek, ale moja ówczesna szefowa mocno we mnie uwierzyła i pozwoliła pod swoimi skrzydłami poznawać tajniki sprzedaży. Jak się później okazało, jedna taka niewinna decyzja spowodowała, że chyba już na zawsze będę mieć na czole napisane “uwaga handlowiec” 😉  Kiedyś było to dla mnie wielką zmorą, bo były chwile, kiedy zamiast handlowcem wolałabym pracować kreatywnie, ale z daleka od ludzi, ale dziś wiem, że potrzebowałam czasu, aby się z tym oswoić i zwyczajnie to polubić. Dziś za żadne skarby świata nie dałabym się zamknąć w ramach działania w określonym schemacie, sztywnych godzinach pracy czy określonym stylu ubioru. Jak to mówią, korpo-szczura ze mnie zrobić się nie da 😉

Przez lata pracy w różnych miejscach i na różnych stanowiskach, ale zwykle związanych z obsługą klienta, chłonęłam wiedzę i starałam się wyciągnąć z sytuacji i spotykanych okoliczności tyle, ile tylko było możliwe. Pojawienie się na świecie dzieci również miało wpływ na ostateczne podjęcie decyzji o odejściu z bezpiecznego i cieplarnianego etaciku. Myśl o własnej firmie kiełkowała bardzo wolno i wielokrotnie była odkładana “na lepsze czasy”, ale kiedy któregoś razu okazało się, że nie dostanę pracy, bo mam za duże doświadczenie i zbyt duże kwalifikacje, pomyślałam, że to ten najwłaściwszy moment, aby jednak postawić na działalność pod własną marką. Wskoczyłam do rzeki zwanej pozyskiwaniem dotacji na start, a w efekcie pozytywnie ocenionego projektu 8 czerwca 2015 roku zarejestrowana została Agencja MadoArt.

Prezentem na 10-lecie mojej pracy zawodowej i jednocześnie pierwsze urodziny firmy okazał się jak do tej pory największy realizowany kontrakt, którego stroną jest Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego. Mam nadzieję, że to tak naprawdę dopiero początek i jeszcze będzie o mnie głośno w branży i wśród klientów ;)[/su_quote]

[su_quote cite=”Agnieszka Karakurd” url=”http://kobietaifirma.pl/”]
Mój biznes narodził się z frustracji i tęsknoty.

Zwykle, kiedy opowiadamy o naszym biznesie, używamy bardzo wzniosłych, porywających słów, ale cóż trzeba przyznać, że rodzą się one w prozie życia, która nie jest już taka patetyczna. Moja firma, pomysł na nią urodził się z frustracji życiem na emigracji, które nie wyglądało tak, jak oczekiwałam, marzyłam. Z trudności znalezienia swojego miejsca w świecie, który wiele obiecuje, a mało daje, w którym często czujesz się jak obywatel drugiej kategorii i spotykasz się ze wyśmiewaniem Twojego akcentu, sposobu mówienia czy bycia. Zrodził się także z tęskonoty za robieniem tego, co się kocha, co jest ważne, wartościowe i spójne ze mną.

Szukaj, testuj, działaj.
Z moich obserwacji wynika, że wiele z nas powstrzymuje się przed działaniem, gdyż chce, by ich pomysł czy produkt był idealny zanim wystartują na serio. To jest chyba największy mit biznesu, że istnieje coś takiego jak doskonałość od początku. Ja też w to wierzyłam, stąd odkładałam swoje działanie coraz dalej i dalej, aż w końcu zaczęło mnie to tak wkurzać, że stwierdziłam, że jeśli nie ruszę tyłkiem to nadal będę marzyć, ale nic w moim życiu się nie zdarzy. Będąc zatem 31-letnią kobietą, która regularnie korzystała z socjal mediów i internetów, w maju tego roku odkryłam, że jest coś takiego jak biznes online… no cóż… pozostawię to bez komentarza. Znalazłam więc sposób, by robić to, za czym tęsknię! Pewnie sobie pomyślisz, że wszystko potem potoczyło się jak błyskawica i stworzyłam firmę w 2 tygodnie. No nie było tak różowo, bo najpierw musiałam zdefiniować, co ja tak naprawdę chcę w tym internecie robić. Cały proces trwał jakieś 3 miesiące – myślenie, wywiady, uczenie się, dookreślanie się. Bardzo w tym czasie pomógł mi kurs organizowany przez Santi z Zarabiaj jako Bloger, bo dzięki niemu mój pomysł na biznes został osadzony w konkretnych realiach i działaniach. I tak przez 6 tygodni stworzyłam spójny koncept mojego biznesu i byłam gotowa na launch w poniedziałek 29 sierpnia, a leżąc sobie w wannie 27 sierpnia w sobotę, zmieniłam swoją całkowicie swoją koncepcję, nazwę, domenę, czyli wszystko to, nad czym pracowałam przez kilka tygodni i nie żałuję, choć w 2 dni musiałam wszystko pozmieniać, poprzenosić! Tak powstał portal Kobieta i Firma, który współtworzę z moim Tatą – Markiem Olszewskim. Tam realizuje się moje marzenie o wspaniałych Kobiecych Biznesach, które są świetnie zarządzane i zarabiają naprawdę dobre pieniądze! Dzięki połączeniu naszych umiejętności i cech, stworzyliśmy miejsce niezwykłe, gdzie można znaleźć twardą wiedzę o podatkach, przepisach, finansach i formalnościach związanych z prowadzeniem firmy oraz bardziej miękkie zagadnienia, takie jak praca nad swoimi przekonaniami, projektowanie swojego biznesu i zarządzanie nim, by stać się prawdziwą liderką! Jednym słowem wszystko, czego potrzebujesz, by stworzyć, zbudować i prowadzić firmę, która zarabia! To wszystko pokazuje, jak dynamiczny jest to proces i że trzeba dać sobie w nim wolność i przestrzeń. Wszystko to jednak nie dzieje się podczas biernego czekania, lecz działania. Kiedy zaczynasz coś robić ze swoim pomysłem, to zaczynasz więcej rozumieć i z każdym krokiem jesteś bliżej celu.

Początki są dziwne.
Kiedy zaczynasz działać, to na początku masz w sobie taki koktajl uczuć, że nie sposób tego ogarnąć. I jest to zupełnie normalne. Jeszcze nie wiesz, jak ludzie będą reagować na Ciebie, na to co robisz, więc czujesz się jak na rollecasterze, bo raz uskrzydlają Cię kolejne polubienia, komentarze i reakcje, a innym razem spotykasz się z tym, że ktoś napisze Ci coś niemiłego, wytknie niedopatrzenie lub mimo wspaniałej akcji promocyjnej sprzedaż Ci nie idzie. Nie ma co się tym przejmować, ale tak jak w poprzednim etapie – działać, analizować, ulepszać, usuwać, testować! Ważne jest w tym wszystkim odpowiednie nastawienie. Nie zrażaj się tym, że nie wszystko idzie zgodnie z planem, nie zafiksuj się na swoim celu, bo nawet jeśli go nie osiągniesz, to po drodze dzieje się tyle wspaniałych rzeczy, za które możesz być wdzięczna, że to nie mieści się w głowie. Twój biznes to nie tylko wyniki, rezultaty, pieniądze, ale też cudowni ludzie, wspaniałe chwile, więc ciesz się samą drogą, czerp z tego przyjemność. Obserwuj się i ucz. Mnie pomaga podejście do mojej firmy jako laboratorium, ale nie byle jakiego, bo jest to laboratorium Marii Curie- Skłodowskiej (a co!), gdzie powstają wielkie rzeczy, a do epokowych odkryć dochodzi się, testując wariancje, a nie popełniając błędy ;-). Gdzie czasem doda się czegoś za dużo lub za mało, a nawet coś wybuchnie, ale wszystko jest wpisane w proces – uczenia się i doskonalenia, którego uwieńczeniem są dwa Noble! Zatem nie bójmy się działać, testować, odrzucać, bo nasze zaangażowanie, determinacja i cierpliwość to droga do sukcesu, o jakim marzymy! Marzę i ja, bo to początek mojej drogi, ale już przynosi mi wiele przyjemności z posmakiem goryczki niektórych nieudanych ruchów. Głęboko jednak wierzę, że to jest moja droga – ze wszystkim tym, co ona w sobie niesie…[/su_quote]

Mam dziś dla ciebie jedną dokładnie radę.

Jeśli zastanawiasz się, jak zacząć swój własny kobiecy biznes, to przestań się zastanawiać.

Po prostu.

Po swojemu.

Zacznij.

Bo nie ma lepszego czasu i miejsca niż tu i teraz.

To w jakim dziś jesteś miejscu? Planujesz ten kurs czy realizujesz? Podziel się swoją historią w komentarzu.

baner postawienia kawy w podziękowaniu

O autorce...

Kasia Aleszczyk

Znana jestem z tego, że pomagam innym zaprzyjaźniać się z WordPressem. Na co dzień uczę również, jak żyć w necie, by przeżyć. Cieszę się, że jesteś i zapraszam częściej!

14 thoughts on “Jak zacząć kobiecy biznes?

  1. Z działalnością jak ze wszystkim – jak człowiek za bardzo kalkuluje, to zawsze mu się wydaje, że jest zły czas 🙂 A tu trzeba po prostu zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
    Miło mi było u Ciebie gościć! Dziękuję za zaproszenie 🙂

    1. Pewna kalkulacja oczywiście może się przydać (w końcu warto wiedzieć w ogóle co i jak chcemy robić), ale w pełni się zgadzam – w którymś momencie warto powiedzieć: ZACZYNAM! I już.
      Dzięki również 🙂

      1. Oczywiście! Ja sama nie poszłam na żywioł, tylko póki moja życiowa sytuacja była niepewna, wstrzymywałam się z decyzją o firmie i budowałam kontakty, uczyłam się swojego zawodu.
        Ale w końcu nadszedł ten moment. I – BUM! 🙂

  2. Fajne historie. Zwłaszcza opowieści Agi Karakurd i Ewy Popielarz są mi bardzo bliskie.Pierwsza, bo “znam” odrobinę Agę wirtualnie. Uczestniczyłam w jej wyzwaniu i bardzo polecam współpracę z nią, bo to niezwykle energetyczna i pomocna osoba. Ewa za to zajmuje się zawodowo tym samym co ja od ponad 15 lat. Doszłam jednak do wniosku, że nauczę się zupełnie nowego zawodu. Dlaczego? Bo korekta i redakcja tekstów to ciężki kawałek chleba i wolę mieć coś dodatkowego. Jednak to dzięki redakcji właśnie mogę rozkręcać nową działalność.W przyszłości chciałabym połączyć obie profesje. To, że Ewa skończyła liceum o profilu matematycznym i zajmuje się poprawianiem tekstów wcale mnie nie dziwi. Dobry redaktor nie zawsze musi być polonistą. Miałam dwóch świetnych kolegów po fachu – prawnika i fizyka. Radzili sobie lepiej niż niejeden filolog. Pozdrawiam.

    1. Dzięki za miłe słowa 🙂 Ja sama jeszcze rok temu byłam przekonana, że edytorstwo to tylko praca na czas, kiedy mam przy sobie dzieci w domu i nie mam możliwości pójścia na etat. Było to wygodne – łączyłam opiekę nad nimi z pracą zawodową. Potem spróbowałam kilku innych rzeczy i uznałam, że szkoda mi tych 10 lat. A teraz własna firma mobilizuje dodatkowo – nie mogę stanąć w miejscu. Nie jest wykluczone, że za dwa, trzy, dziesięć lat będę robiła także inne rzeczy. Wszystko jest możliwe 🙂
      Pozdrawiam koleżankę po fachu!

  3. Działanie! To podstawa. Czuję, że mój start jest coraz bliżej. A Współautorkom gratuluję i kibicuję 🙂

  4. W punkt! Szczególnie historia Agnieszki, która jest bardzo zbliżona do mojej :). A Twoje słowa Kasiu:

    Po prostu.

    Po swojemu.

    Zacznij.

    – każda z nas powinna powiesić nad swoim biurkiem! Ja właśnie to już robię 🙂

  5. Założenie własnego biznesu może się na początku wydawać trudne i przerażające, ale nie ma się czego bać. Chociaż wiem, że trzeba wtedy sprawdzać tak wiele różnych rzeczy, że łatwo się pogubić. Ja po założeniu salonu kosmetycznego miałam mały problem z ogarnięciem wszystkich wizyt, zapisów, rejestracji. Pomógł mi w tym system z mwizyta.pl, ale żałuję, że nie znałam go wcześniej, bo oszczędziłoby mi to sporo stresu. Tak czy siak, pomimo tego, że własna firma to wiele nerwów, warto, bo satysfakcja jest ogromna!

  6. Osobiście ciągle mam obawy co do kwestii własnej firmy. Już tyle ludzi mówi mi, że warto czasami zaryzykować, ale ja jakość dogłębnie czuję, że nie jest to dobry pomysł :/

Skomentuj Kasia Aleszczyk Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sięgnij po więcej!